Chciałoby się za tym młodzieńcem pójść i zwyczajnie zapytać, dlaczego słowa Jezusa Go zasmuciły. Spróbujmy!

Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę». On Mu rzekł: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości». Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. (Mk 10,17-22)

– Przyjacielu! Zaczekaj, czy mogę dotrzymać ci kroku? – nic nie usłyszałem w odpowiedzi, więc uznałem to za milczącą zgodę i dołączyłem do młodzieńca, który właśnie zakończył rozmowę z Mistrzem i wyruszył w drogę powrotną, zapewne do swojego domu. Postanowiłem pociągnąć rozmowę nie czekając na odzew z jego strony:

– Widziałem, z jakim błyskiem w oczach przybiegłeś do Jezusa! Aż we mnie się coś rozpaliło. Wiesz? Przypomniałem sobie wtedy moje pierwsze z Nim spotkanie. Mam wrażenie, jakby to było wczoraj. Był wystawiony w Najświętszym Sakramencie w kaplicy na poddaszu i chociaż adorowała Go cała wspólnota seminarium czułem jakby to była audiencja prywatna. Tylko On i ja. Nie pamiętam już, jak długo to trwało, ale o wiele za krótko, niżbym chciał. Byłem pochłonięty rozmową z Nim…

– O czym rozmawialiście? – młodzieniec nareszcie się odezwał, a już myślałem, że z tego smutku mowę całkiem mu odjęło. Na mojej twarzy zapłonął rumieniec, bo uświadomiłem sobie, że wtedy tematem mojej rozmowy z Jezusem były jakieś drobnostki, głupoty w porównaniu z tym, o co zapytał dzisiaj Jezusa mój rozmówca. Zawiesiłem na chwilę głos… i powiedziałem lakonicznie:

– Właściwie, to o błahych sprawach. Nijak to się ma do twojego pytania: „Co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?”

– Będę z tobą szczery, bo widzę, że nie szukasz tylko zaczepki, jak niektórzy. Od dawna czuję w sercu, że życie kryje w sobie głęboki sens. Najeść się, wyspać, pracować, odpoczywać, odnieść sukces przed ludźmi, bawić się, poznawać świat… To wszystko jest w porządku, daje radość i spełnienie, ale jednocześnie widzę, jak szybko się kończy. Od najmłodszych lat rodzice wychowywali mnie w wielkiej czci dla Boga i wpajali, że tylko On jest w stanie dać szczęście, które nie przeminie. Wierzyłem w to i nadal wierzę! Dlatego z wielką gorliwością starałem się przestrzegać Prawa i przykazań.

– To cię podziwiam! – nie wytrzymałem, żeby nie przerwać towarzyszowi. Trochę zaczepnie, ale trochę i szczerze, bo sam czasami mam taki problem, pociągnąłem kwestię przykazań: – Ja czasami myślałem sobie, że Pan Bóg tymi przykazaniami to nas nieźle ćwiczy. To rób, tego nie rób, tego nie wolno, a wolno tylko to i koniec. Zwariować by można, jakby się chciało wszystko wypełnić tak skrupulatnie, czy nie uważasz?

– To zależy, jak na to popatrzysz. Jeśli za cel sobie postawisz robić wszystko według swojego upodobania, bo ty wiesz najlepiej, co dobre jest, a co nie, to masz rację. Boże przykazania będą Cię ograniczały i uwierały.

– Jak to jest zatem u ciebie? – wtrąciłem znowu.

– Pozwól mi dokończyć, a usłyszysz. – ucieszyłem się, bo na chwilkę twarz mego przyjaciela wypogodniała. – Spróbuj zobaczyć w Bogu dobrego ojca, który jak małemu dziecku musi ci podać konkretne wskazówki, co robić, a czego nie, żebyś doszedł do celu swej drogi i się jeszcze na dodatek nie poobijał. On jako starszy – w tym miejscu obaj wybuchliśmy śmiechem – widzi więcej niż my, małe dzieci. Wystarczy mu zaufać!

– Nie dziwię się, że Jezus cię pochwalił! Masz w sobie wielką wiarę i ona bije z twoich oczu. Aż ci pozazdrościłem, kiedy On spojrzał na ciebie z wielką miłością, jakby cię znał od dawien dawna.

– Nie, nie widziałem Go nigdy wcześniej. Uwierz mi! Ale masz rację. W tym spotkaniu było coś niesamowitego, coś czego nie potrafię sobie wytłumaczyć. Wiele o Jezusie słyszałem. Wszyscy moi znajomi opowiadają, wszyscy z okolicznych wiosek i miast powtarzają, że On jest kimś więcej niż człowiekiem. Każdy, kto o Nim słyszał, wylicza, ilu chorych uzdrowił, ilu trędowatych oczyścił, ile złych duchów wypędził, potrafi nawet przywrócić zmarłym życie, a nauka, którą głosi, ma niezwykłą moc. I to wszystko prawda. Choć Go wcześniej na oczy nie widziałem, to czułem, jakby serce moje spotkało najdroższego przyjaciela! To jest nie do opisania! Takie wrażenie, że chciałbyś pozostać przy Nim już na zawsze! A Jego słowa?! Przeszywały mnie do głębi…

– Tak cię przeszyły, że aż spochmurniałeś. Nic się nie ukryje na twojej twarzy. – powiedziałem i nie siląc się na zbędne grzeczności i podchody, zapytałem wreszcie wprost:

– Czemu się zasmuciłeś?

Mój młody przyjaciel się zatrzymał, jakby coś sobie przypomniał. Zaczął się nerwowo rozglądać wokół i stwierdził, że poszliśmy za daleko. Zrobiliśmy parę kroków wstecz, po czym skręciliśmy we właściwym kierunku. Droga znacznie nabrała tempa i to nie z powodu zimna czy bliskości celu. Ja tymczasem byłem nieustępliwy:

– Czy nie chcesz pójść za Jezusem?

To ostatnie pytanie chyba bardzo poruszyło młodzieńca, bo wyraz jego twarzy zrobił się już nie tyle pochmurny, co burzliwy. Odpuściłem. Przez chwilę szliśmy żwawym krokiem milcząc obaj. W końcu zatrzymał się i zwracając się do mnie dziwnym głosem, powiedział:

– Tępy chyba nie jesteś. Widzisz, że do najbiedniejszych nie należę. Po ojcu odziedziczyłem znaczne majątki, a jeszcze więcej się dorobiłem w krótkim czasie przez upór i wytrwałość. Sprzedać to wszystko teraz? Zgoda. To jeszcze mogę. Rozdać potem te wszystkie pieniądze ze sprzedaży ubogim i potrzebującym? To też zrobię. Może nie będzie łatwo, ale w końcu Bóg nakazał troszczyć się o ubogich. Ale co z moim bogactwem, którego nie sposób policzyć i spieniężyć?! Co z umiejętnościami, które nabywałem przez całe życie? Co z talentami, które rozwijałem od najmłodszych lat? Co ze zdolnościami, nad którymi pracowałem, wyrzekając się często różnych przyjemności? Co z moimi przyjaciółmi, z którymi zżyłem się na dobre i na złe? Powiedz mi, jak mam się tego pozbyć? Jak, kiedy nabywałem tego wszystkiego z wielkim trudem i z wielkimi wyrzeczeniami? Jak, kiedy oddałem tym ludziom ogromną część swojego serca? I teraz mam się tego pozbyć? Sprzedać? Rozdać?

Długo nie wiedziałem, co odpowiedzieć. I czy w ogóle mój przyjaciel oczekiwał odpowiedzi. Serce wypełniała mi tylko jedna myśl i z nią pozostawiłem mojego przyjaciela i pozostawiam Was:

„O Tobie mówi moje serce: «Szukaj Jego oblicza!» Szukam, o Panie, Twojego oblicza” (Ps 27,8).

ks. Franciszek SCJ